Co zrobić z kolejnym, nudnym, meblem z płyty? Wyrzucić szkoda. Nowy nieosiągalny z powodu braku funduszy. Wypadałoby zmienić coś w domu, a przy okazji poprawić własny nastrój. Bo nic lepszego nie ma na poprawę nastroju, jak coś nowego. A nowe, wcale nie oznacza dużych wydatków. No dobra, idzie nowe. Będzie zmiana na lepsze i już. Nie trzeba długo mnie namawiać. Zabieram się do pracy.
Nowe wyzwanie. Ja lubię wyzwania i nie dałam się długo namawiać. Szafka typowa jakich pełno w większości domów. Płyta.
Klocuszka postanowiłam przerobić na lżejszy mebel. Nie tylko kolor zmienię, ale i klamki. Cokół zamienię na nóżki. Zabrałam się oczywiście za przetarcie mebla papierem ściernym, umycie, odtłuszczenie, demontaż klamek. Ponieważ nowe uchwyty będą inne, to należało uzupełnić ubytki w drzwiczkach po zdjęciu starych.
“Rozebrałam” mebel. No muszę przecież mieć dostęp do każdego miejsca. Trochę walczyłam z zawiasami drzwiczek, ale wygrałam tę małą bitwę. Wiem, wiem, mogłam prosić o pomoc męża, ale ja nie poddaję się bez walki.
Maluję pędzlem, bo wolę od wałeczków. Zaczęłam od białego koloru, bazy. Natomiast docelowy jest pochodną kilku barw. Mieszanka bieli, kremowego koloru, cafe latte, barwnika brązowego.
I niech Wam się nie wydaje, że można tylko pędzlem malować, dłońmi również. Tak, dla uzyskania efektów rozbielenia. Zabawa kapitalna. A ręce dało się umyć bez problemu mydłem i wodą.
Góra szafki otrzymała wygląd lekko stary. Zastosowałam preparat do spękań. Oczywiście całość zabezpieczona została kilkoma warstwami lakieru bezbarwnego.
Lifting szafki tak mnie wciągnął, że jedno popołudnie i jedna noc wystarczyły na zmianę. Relaksuje mnie takie malowanie. Czas schnięcia kolejnych warstw przyspieszałam suszarką do włosów. Efekt mnie zadowolił. Grunt, że innym też się nowa szafka spodobała i o to przecież chodziło.
Sami oceńcie, udało się czy nie? Mebel niby ten sam, a jednak inny.
Dziękuję za zainteresowanie. Wasza Ania.